Doris
Gdy wcześniej myślałam o tym poście, to chciałam napisać o wielu rzeczach, z których składa się każdy nasz dzień tutaj. O tych pierwszych minutach na Vacaciones Utiles, podczas których biegam z jednej formacji na druga, rozdaję listy, zbieram karnety i modlę się, żeby nie przyszło tylko dwóch nauczycieli zamiast pięciu. O ustawianiu dzieci do pionu, żeby zamiast krzyczenia i wybiegania z klasy podczas zajęć, siedziały grzecznie w ławkach. O opiekowaniu się dziećmi z gorączką i szybkich interwencjach przy wypadkach na huśtawkach. O warsztacie z angielskiego, który czasem musi zejść na drugi plan, jak nie przyjdzie "profesor " od futbolu.
O wyciskaniu limonek na refresco dla 95 dzieci z oratorium popołudniowego. O robieniu bransoletek na warsztatach z Sol Bosco i rozmowach wychowawczych z moimi Lauritami, które pozostają ciągle diamentami nie do oszlifowania. O myciu stu zielonych i niebieskich plastikowych kubeczków. O jedzeniu bodoke, czyli wodnych lodów, których inni wolą unikać przez wzgląd na możliwe rewolucje żołądkowe. O chowaniu się przed balonami z woda, które z powodu karnawału są utrapieniem dla wszystkich stworzeń płci żeńskiej.

Ale te wszystkie momenty to tylko niektóre elementy układanki. Te, które najszybciej rzucają się w oczy. Najbardziej jaskrawe, nadające stały rytm i najlepiej pasujące do tła. Pozostaje jeszcze to, co tworzy kontury dopiero po ułożeniu całości. To są te rzeczy, które dostrzegają tylko niektórzy. Jeżeli zechcą dostrzec.
Ja na przykład zdałam sobie dziś sprawę, jak wiele się uczę. Każdego dnia. Uczę się Peruwiańczyków. Peruwiańskiej odmiany ludzi ze slumsów. A może po prostu ludzi z innego świata, nie przesiąkniętych jeszcze globalizacją i jej barbarzyńskimi skutkami. Uczę się jak porzucić swoje europejskie podejście do człowieka. Uczę się ich sposobu patrzenia na świat.

Peruwiańczycy... Zabiają mnie bezpośredniością. Kiedy? Gdy 11-letnia dziewczynka pyta mnie mimochodem, czy wiem, ze jej mama ja zostawiła. Albo gdy moja imienniczka Doris mówi mi, ze jej rodzice nie żyją. Albo gdy ktoś podchodzi i pyta, czy może okraść mi oczy. Bo są tak piękne, ze chce mieć takie same. Wtedy budzi się we mnie Europejskie myślenie. Ale jak to? Nie mówi się tak  bez okazji i stosownej chwili, ze nie ma się rodziców. Nie mówi się komplementów nieznajomej osobie. Nie ufa się ludziom, których się dobrze nie zna. Nie? A kto powiedział ze nie?

Peruwiańczycy: zbijają mnie z tropu swoim spontanicznym okazywaniem uczuć. Na przykład gdy dają mi całusa dzieci, które pierwszy raz widzę na oczy. Albo pytają, jak mam na imię. Gdy animatorzy przychodzą i się przytulają, tak po prostu, bez wyraźnego powodu. Czasem tylko dodają"polakita" albo "mi amiga kurde". No i znów - w Europie to nie do pomyślenia. Przytulanie się jest przecież dozwolone tylko dla zakochanych. Całowanie w policzek ludzi płci przeciwnej, nawet na przywitanie, surowo zabronione. Ale czy to normalne? Trzymanie ludzi na dystans? Ten fizyczny strach przed drugim człowiekiem? Ta dziecięca potrzeba czułości, która czasem pozostaje nigdy niezaspokojona? Nawet w wieku 40 lat?
Peruwiańczycy. Zaskakują mnie swoim wybuchowym temperamentem. Mogą się kłócić długie godziny robiąc zamaszyste ruchy rekami, zaciskając mocno szczękę, mrużąc oczy i mówiąc z prędkością przekraczająca granice zrozumienia. Nawet na środku ulicy. Mogą tez tylko spojrzeć spode łba, syknąć "tsssssss, chala", zrobić lekceważący ruch reki i obrazić się na amen. Wszystko jest dla nich czarne albo białe. Kochasz mnie albo mnie nienawidzisz. Nie ma żadnego pomiędzy. W Europie za to wolimy nie mówić sobie w oczy pewnych rzeczy. Nie kłócimy się na ulicy, bo to przecież nie wypada. Raczej zamykamy w czterech ścianach nasze żale i pretensje do świata. Chowamy je tak głęboko jak się da, żeby tylko sąsiad nie pomyślał, ze coś ze mną nie tak.

Peruwiańczyk rzadko kiedy jest hipokrytą. Jak idzie do spowiedzi to tylko dlatego, ze czuje taka potrzebę. Nie dlatego, ze ksiądz akurat będzie zbierał kartki przed Wielkanocą. Peruwiańczyk jest dobrym obserwatorem. Potrafi zapytać, czemu jesteś smutny zanim jeszcze zdążysz pomyśleć, ze rzeczywiście jesteś. Peruwiańczyk jest zawzięty. Jak sobie postanowił, ze nie pozmywa po kolacji, to nie pozmywa, choćby się waliło i paliło. Peruwiańczyk jest dumny i przewrażliwiony na punkcie swojego kraju. Powie Ci, ze keczua jest językiem narodowym Peru i nieważne, ze w keczua rozmawia tylko mały procent mieszkańców selvy. Peruwiańczyk jest wolny. Nie obowiązują go godziny pracy, szkoły, nawet na Mszę potrafi przyjść w połowie. Peruwiańczyk tańczy wtedy kiedy chce i w rytm muzyki, którą sam sobie włączy.

Dlaczego tak uwielbiam ten peruwiański styl bycia? Bo jest autentyczny. Bo wypływa z samego środka gorącej latynoskiej natury. Bo nie jest schowany pod maska schematów, wyrachowania, pozorów. Dlaczego kocham Peruwiańczyka w wersji, którą znam? Bo ten typ człowieka nie stara się być kimś, kim nie jest. Bo nie potrzebna mu torebka od Coco Chanel żeby znać swoją wartość. Bo nie wierzy ślepo kolorowym reklamom. Nie daje się zamknąć w szczypce nowej mody na puste i bezuczuciowe lalki Barbie. Nie pracuje po to, żeby kupić plazmę albo komórkę z lepszymi gadżetami. Bo na codzien zauważa drugiego człowieka. Przesiaduje zawsze pod domem, a nie zamyka się w środku. Nie buduje wysokich murów żeby czuć się bezpieczniej. Bo zamiast po zimnej posadzce plastikowych galerii stąpa po gołej ziemi. Każdego dnia ma realny kontakt z jej powierzchnią. Jest biedny, ale może Ci dać 1 sola nawet jeśli wie, ze nie oddasz.
A Ty bogaty człowieku z Europy? Jak bardzo jesteś prawdziwy? Czy jak zdejmiesz maskę włożoną na potrzeby świata XXI wieku to coś pod nią zostanie? Czy jak opuścisz betonowe mury i usiądziesz na trawie to będziesz wiedział, co ze sobą zrobić? Czy stać Cie na to, żeby zamknąć laptopa i zamiast rozmawiać z ludzi na facebooku zapytać babcię na ulicy, dlaczego sprzedaje suszoną miętę? Czy dalej myślisz, ze nowsza wersja samochodu da Ci szczęście i satysfakcję? Czy ciągle jedyne emocje wywołują w Tobie polskie wersje programów rozrywkowych z USA? A jedyne przeżycia to te z imprez mocno zakrapianych alkoholem i polepszaczami humoru? Ile jeszcze będziesz myślał ze jesteś panem samego siebie?
1 Response
  1. Adam_dz Says:

    Fajnie napisałaś! Dzięki!


Prześlij komentarz