Doris
'Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki' (J 4,13)

Misje mogą być czasem, w którym On 'przychodzi w lekkim powiewie'. Mogą być czasem, w którym codziennie czuć Jego obecność, w którym jesteśmy tak szczęśliwi, ze nie potrzebujemy niczego więcej. Kto czytał mojego bloga ze wspomnieniami z Albanii, wie, ze tak właśnie może być. Ale misje mogą być tez czasem pustyni. Pustyni, na której się ciężko oddycha, na której słonce razi w oczy tak, ze nic nie widzimy. Po której idziemy i z każdym krokiem myślimy o oazie, której nie możemy znaleźć. Szukamy i szukamy, a jej jak nie było, tak nie ma. Peru jest dla mnie właśnie taką pustynią. A jak wiadomo na pustyni może uratować tylko woda. Czysta, krystaliczna woda. Na szczęście jej Źródła nie trzeba szukać daleko. Chociaż czasem Go nie czuć, to przecież wiemy, ze jest. Ufamy, ze ugasi nasze pragnienie.

Ale przychodzą takie dni, kiedy po prostu nie jest łatwo. Zwłaszcza gdy uświadamiasz sobie, ze jesteś 13 tysięcy kilometrów od najcenniejszych dla Ciebie osób na świecie i nie możesz im pomoc, nawet gdy Cię bardzo potrzebują. Czasem tęsknisz tak bardzo za powrotem do normalności, ze chce Ci się płakać. Czasem wolałbyś oddać 2 miesiące słonecznych upalnych dni za jeden jesienny deszczowy poranek spędzony z ukochaną osobą. Albo tysiąc pysznych peruwanskich ciasteczek za jeden kawałek ciepłego ciasta drożdzowego z cynamonem, które tak bardzo sie kojarzy z domem...

Ale dzięki temu, ze jesteś tak daleko, doświadczasz czegoś, czego nigdy byś nie przeżył nie ruszając się z miejsca. Uczysz się najpiękniejszej formy miłości, która trwa, pomimo tego, ze nie możesz kogoś dotknąć, przytulic, złapać za rękę. Przekonujesz się, ze masz najcudowniejszych przyjaciół na świecie, którzy nie tylko Cię wspierają jak zawsze, ale piszą Ci w mailach ze Cię kochają, a przecież nie zdobyliby się na to w normalnych okolicznościach. Utwierdzasz sie, ze cokolwiek by sie nie działo, to na pierwszym miejscu możesz liczyć na swoich rodziców, którzy mogliby do ostatniej kropli krwi walczyć o Twoje szczęście...

Chodzi właśnie o to, żeby nie skupiać się na swoim smutku i tęsknocie, a codziennie na nowo odkrywać małe radości, które przecież są wszędzie wokół. Najczęściej w uśmiechach dzieci. W promieniach wiosennego slonca. W wesołym okrzyku 'Miss Doris!'. W porannym smsie. To tak jak z białą kartką, na której Padre narysował mi czarny punkcik. I mówi do mnie - 'skoro masz tyle białego naokoło, to czemu się skupiasz tylko na tym czarnym?' No właśnie - po co skupiać sie na czarnym?
0 Responses

Prześlij komentarz