Doris
Posłanie w parafii to czas, któremu towarzyszy niesamowicie dużo emocji, ale przede wszystkim jest to moment, w którym dociera do nas, że naprawdę jedziemy na misje. Dla mnie był to wyjątkowy dzień w życiu, jeden z tych, które się pamięta bardzo długo. I dlatego cieszę się że tyle bliskich mi osób mogło być ze mną w tym czasie i mnie wspierać. Za to bardzo Wam dziękuję!

Im bliżej mojego wyjazdu tym coraz bardziej uświadamiam sobie, że jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Spełnia się największe marzenie mojego życia. Jadę na misje. Na rok. Do Peru. To, co się dzieje teraz we mnie, w środku, to coś, czego nie da się wyrazić słowami. Z jednej strony mnóstwo obaw – czy sobie poradzę, czy odnajdę się w peruwiańskiej rzeczywistości, jak wytrzymam rok bez najbliższych mi osób na świecie, czy starczy mi pomysłów na zajęcie czasu sześciuset dzieciakom? A z drugiej – niesamowita radość, że jadę.

Radość w moim przypadku wynika nie tylko z samego faktu wyjazdu na misje. Ta radość jest również efektem tego, że moje ideały stają się rzeczywistością. Że warto żyć i nie zmieniać swoich wartości, mimo że cały świat wokół powtarza Ci że to się nie opłaca. Psycholog na testach psychologicznych (na spotkaniu kwietniowym w SOM-ie przygotowujący się do wyjazdu na rok przechodzą takie testy) też zwrócił uwagę na moją silną wiarę w ideały.

Zawsze tak było. Gdy wszyscy narzekali, jaki ten świat jest szary i beznadziejny, ja robiłam wszystko, by było w nim jak najwięcej kolorów. Gdy wszyscy mówili mi, żebym nie czekała na księcia z bajki, bo takich facetów już nie ma, ja wierzyłam że jest jeszcze jeden taki unikalny egzemplarz. I gdy wszyscy powtarzali mi, żebym nie marzyła o wyjeździe na misje, bo to takie nierealne, ja wierzyłam że kiedyś wyjadę. I wiecie co? Teraz to wszystko staje się rzeczywistością!

Pewnie zastanawiacie, się co zrobić, by wszystkie największe marzenia się spełniły. To bardzo proste. Wystarczy zaufać Bogu. On sam wie, co jest dla nas najlepsze i wcale nie musimy mu mówić, czego nam do szczęścia potrzeba. Gdy spotkasz Boga w swoim życiu i bezgranicznie Mu zaufasz – gdy pozwolisz, aby to On był kapitanem Twojego życia, dopłyniesz tam, gdzie chcesz. Do miejsca, które jest piękniejsze od Twoich najpiękniejszych snów.

W moim życiu Bóg pojawił się dzięki misjom. On wiedział, jaki znaleźć sposób, by mnie do siebie przyciągnąć. Długo szukałam w swoim życiu głębi. Szukałam jej w poezji, w pięknych powieściach, intrygujących filmach, porywającej muzyce. Myślałam że znajdę gdy pójdę na interesujące studia albo jak będę dużo podróżować. Szukałam jej w każdym facecie, który stanął na mojej drodze. Dopiero teraz wiem, gdzie jej szukać. Prawdziwa głębia to On. Prawdziwa głębia to Bóg.

To Bóg nauczył mnie prawdziwie kochać. Miłość to coś najważniejszego w życiu. Ale nie mówię tu o miłości rozumianej w dzisiejszym tego słowa znaczeniu – o tak zwanym zakochaniu. Tak wiele mówi się dziś o miłości i tak często myli się ją z silną, obezwładniającą i zaborczą namiętnością. Miłość przychodzi w lekkim powiewie. Gdy poznamy prawdziwą Miłość, zanurzymy się choć na chwilę w Źródle tej Miłości, nie umiemy już bez niej żyć. I dlatego chcemy, żeby każda osoba, która stanie na naszej drodze również ją poznała. Chcemy się tą miłością podzielić i chcemy ją obdarowywać wszystkich wokół.

Ja tę miłość chcę zabrać ze sobą do Peru.
0 Responses

Prześlij komentarz