Doris
Szok, szok i jeszcze raz szok! Szok kulturowy, krajobrazowy, klimatyczny, językowy i spowodowany niedowierzaniem, ze naprawdę tu jestem. Takie były moje pierwsze wrażenia ze zderzenia się z prawdziwym obliczem Peru.

Pewnie zastanawiacie się, jak wygląda to prawdziwe oblicze Peru (a przynajmniej tej części Peru) i czemu aż tyle emocji we mnie wywołuje. Otóż wyobraźcie sobie pustynie - ale nie taka saharyjska, złocistą, połyskującą w południowym słońcu. Wyobraźcie sobie wszechobecny piach z porośniętymi gdzieniegdzie trawami, czasem drzewami - z roslinnnością bardziej typowa dla sawanny. A teraz przefiltrujcie to przez wszystkie odcienie szarości, sepii i dodajcie mnóstwo różnokolorowych śmieci. Tak wygląda krajobraz tutaj. Ale to dopiero krajobraz. Musicie jeszcze dokleić do swojego obrazka 'domki' zrobione z wysuszonej rośliny przypominającej polska trzcinę albo z czegoś podobnego do betonu, które wyglądają jakby za chwile miały się rozlecieć. Możecie do tego dodać staruszka jadącego polem na osiołku albo pana z dzieckiem, wozem i stosem zeschłej trzciny na budowę nowego domu. Tak wyglądają przedmieścia i wioski na trasie z Limy do Piura.

W mieście jest trochę inaczej. Ale tylko trochę. Jest więcej betonowych domków (których standard nie odbiega jednak od tych na wsi), są nawet ulice, po których przemykają kierowcy niebiesko- i czerwono-żółtych moto-taxi. Moto-taxi to trochę nowocześniejsza wersja rikszy, jednak tak samo jak pierwowzór - napędzana silą ludzkich mięśni. W centrum miasta jest mercado, czyli tutejsza wersja bazaru, który niczym nie rożni się od tego afrykańskiego. W bogatszych dzielnicach są nawet nowoczesne sklepy, typu new look (sic!) czy supermarkety, w których można znaleźć europejskie produkty. Jednak obrzeża miasta to tylko slumsy, slumsy, slumsy i jeszcze raz slumsy.

Oglądając to wszystko zza szyby ekskluzywnego autobusu (peruwiańskie linie autobusowe są tak nowoczesne, ze polskie za 200 lat im nie dorównają - to jeden z irytujących kontrastów w tym kraju) czułam bezimienny smutek i niedowierzanie - jak to możliwe ze w jakimkolwiek miejscu na świecie jest takie ubóstwo. Większość ludzi myśląc o slumsach przypomina sobie hollywoodzkiego Slumdoga, a Peru kojarzy z Luz Maria. Ja czytałam Miasto Radości (powieść dokumentalna o indyjskich slumsach), oglądałam Miasto Boga (film o życiu chłopców z brazylijskich faweli), byłam na misjach w Albanii i myślałam, ze wiem jak wygląda skrajna bieda. Ale to, co zobaczyłam tutaj... Ten widok zweryfikował wszystkie moje dotychczasowe wyobrażenia.

No ale może od początku... Jak tu dotarłyśmy. Otóż, po 17-stu godzinach podroży samolotem, które spędziłam na słuchaniu Radiohead i czytaniu Wyznań gejszy [dzięki dziewczyny] dotarłyśmy wreszcie, z 3-godzinnym opóźnieniem do Limy. Po drodze miałyśmy nieplanowane lądowanie w Gujanie Francuskiej (powodem lądowania były problemy z toaletami, co prawda wolontariusz Mirek uświadomił nas później, ze żaden samolot nie ląduje w środku dżungli z powodu toalet, ale na szczęście my jako trzy dziewczyny ufające liniom Air France uwierzyłyśmy w oficjalna wersje)  Na lotnisku przywitała nas polska flaga, dzięki której szybko znalazłyśmy Mirka i chłopaków z domu Don Bosco w Limie, którzy po nas przyjechali.

W Limie spędziłyśmy dwa dni, które były nam potrzebne do złożenia wniosków o peruwiański dowód, dzięki któremu będziemy mogły zostać tu dłużej niż pół roku (na tyle dostałyśmy wizę na lotnisku). Lima to stolica Peru i jest najbardziej 'cywilizowanym' miastem tutaj. Pisze 'cywilizowanym', bo w europejskim znaczeniu tego słowa cywilizacja ma zupełnie inne oblicze. Miasto jest pogrążone w jednym wielkim chaosie, wszędzie dookoła słychać trąbienie samochodów, widać ludzi chodzących miedzy samochodami i sprzedających przekąski, koreańskie busiki i autobusy, które zmieniają pasy ruchu z prędkością światła i taksówki mijające pieszych w odległości kilku centymetrów. Zabudowania i różnokolorowe budynki, z których każdy wygląda jakby znalazł się obok drugiego przypadkiem, tylko pogłębiają wrażenie nieuporządkowania i braku logiki, którymi Lima jest przesiąknięta. Pomimo 14-sto godzinnej podroży autokarem, który miał nas dostarczyć do Piura, ja i Ania ucieszyłyśmy się bardzo, ze możemy już to miasto opuścić.
0 Responses

Prześlij komentarz