Doris
Wciąż chcę wierzyć w te ideały,
Wciąż wierzyć, że jest sens tej naszej pracy,
Że tak naprawdę ziemia jest tylko przelotnym momentem,
Krótkim przystankiem do stacji wieczne szczęście.
Eldo 'List z ziemi'


Czasem jest to bardzo trudne. Wierzyć w ideały. Wierzyć w sens tej naszej pracy. Trudno jest pogodzić się z faktem, ze 'nie możemy zrobić nic wielkiego, a jedynie małe rzeczy z wielka miłością'. Czasem nawet o ta wielka miłość trudno. Szczególnie w te gorsze dni, kiedy niektóre dzieci wcale nie okazują wdzięczności, wręcz przeciwnie. Kiedy oratorium staje się jednym wielkim chaosem, którego nikt zdaje się nie kontrolować. Kiedy nic nie wychodzi tak jak powinno, a peruwiańska mentalność doprowadza do szalu. Kiedy chciałybyśmy strzelić 20-minutowy monolog po hiszpańsku, a słowa utkną gdzieś pomiędzy krtanią a językiem. W takich chwilach człowiek zastanawia się, co on tu właściwie robi, czy to wszystko ma jakiś sens. Czy nasz pobyt tutaj coś zmieni. Czy inni nie zrobiliby tego lepiej. Zwłaszcza, gdy ma się świadomość, ze zostawiło się w Polsce osobę, która odgrywa w naszym życiu wielka rolę. Osobę, bez której świat byłby ponury, nawet gdyby codziennie świeciło słońce, a ludzie tańczyli na ulicy. Kogoś, kogo jest naszym drugim skrzydłem... 


Ale są takie małe rzeczy, które sprawiają, ze naprawdę chce się tu być dla tych ludzi. I wiem, ze pisząc to, nie oddam znaczenia tych wszystkich momentów, w których chciało mi się płakać ze wzruszenia albo uśmiech nie schodził mi z twarzy przez 15 minut. Bo może ktoś inny wcale nie wzruszyłby się chłopczykiem, który przyszedł się przytulic po tym jak naprawiłam mu suwak w kamizelce. Albo żółtą kopertą obklejoną naklejkami 'Gracias por tu amor', którą dostałam od dziewczynki z oratorium. Pewnie kogoś innego nie ruszyłby tez widok nastolatka z niedzielnej scholi, śpiewającego do mikrofonu z wczuciem, jakiego pozazdrościłby mu Enrique Iglesias. Ani nie zdziwiłby widok Padre Piotra błogosławiącego dzieci po Mszy Świętej w taki sposób, jakby był kolejnym wcieleniem Jana Pawła II. 
Może nikt nie przejąłby się staruszką sprzedającą dziwaczne pomarańczowe wafelki i prażone cocoriche (jakkolwiek to się pisze) przed bramą oratorium. I nie miałby łez w oczach podczas zbierania pieniędzy do puszki, gdy pewna babuleńka podeszła i zapytała, czy może rozmienić sola, bo nie stać ja na taka ofiarę (1 sol to mniej więcej tyle co 1 zloty), ale skoro nie, to ofiara będzie tez od jej męża.

 
I chociaż czasem jest trudno, to gdy pomyślę sobie o twarzach tych ludzi, których mijamy przejeżdżając przez slumsy, o twarzach dzieci bawiących się gdzieś pomiędzy stertą śmieci a zepsutym pordzewiałym samochodem, o twarzach pomarszczonych starych Indianek skupionych na Mszy Świętej i gładkich uśmiechniętych twarzyczkach naszych dzieci z oratorium, to znów chce mi się chcieć. I wtedy znów wierzę, ze 'dla Niego warto iść pod prąd'.

Mój Panie jestem Twój
Ty znasz mnie, śledzisz każdy krok mój
Poprowadź abym trwał,
nie zgubił się i nie został sam.

Ty prostuj moje ścieżki,
bo drogi często kręte są.
Mój Jezu Ty mnie poprowadź
dla Ciebie warto iść pod prąd

P.S. Dziękuję Aniu, nie tylko za piosenkę :)
0 Responses

Prześlij komentarz